poniedziałek, 22 lutego 2016

Chapter 1 Anna Karenina

Dziewczyna o zielonych oczach siedziała na kocu w czerwoną kratę, rozłożonym w swoim ogrodzie. Zapełniała białą kartkę starannym pismem, opisując dom, wymyślonego bohatera. Co chwila poprawiała kosmyki brązowych włosów, które rozwiewał wiatr. Wpadały jej do oczu, przez co nie widziała tekstu. Słońce przyjemnie ogrzewało jej bladą twarz. Czuła się odprężona i zrelaksowana.
Usłyszała ruch za swoimi plecami, poderwała głowę i odwróciła się. W jej stronę szedł Louis, trzymając ręce w kieszeniach spodni. Posłał jej wesoły uśmiech,
— Co dzisiaj robi moja pisarka? — zapytał, całując dziewczynę w policzek.
— Nudzę się — wzruszyła ramionami i spojrzała na niego. — Lou, ja w soboty nie pracuje — dodała, patrząc w jego niebieskie oczy.
— No tak — przytaknął, siadając obok niej.
Uśmiechnęła się do niego ciepło i odłożyła kartkę oraz długopis. Przykryła to zeszytem, by nie musieć latać za rozwianym, przez wiatr, opowiadaniem. 
— A co cię naszło, że mnie odwiedziłeś? — zapytała Karina, odgarniając grzywkę, wchodzącą do jej pięknych zielonych oczu, które Louis uwielbiał podziwiać.
— Stęskniłem się. — Louis wyciągnął ręce w geście przytulenia się. Karina przysunęła się do niego, jednocześnie oplatując go swoimi ramionami.
Uwielbiała z nim przebywać. Louis był jej przyjacielem od dwóch lat i rzadko kiedy miewali kryzys, spowodowany kłótnią. Chłopak rozumiał jej problemy, jeśli jakieś miała, pocieszał, wspierał i nawzajem. Mogli sobie ufać bezgranicznie. Lou często przychodził do przyjaciółki i szukał rad, które pomogą w zdobyciu dziewczyny lub jej uszczęśliwieniu. Karinie wtedy robiło się przykro. Sama nie wiedziała czemu, no bo przecież chłopak to jej przyjaciel. Czuła w nim wsparcie i nie powinna liczyć na nic więcej. Właśnie, nie powinna. Louis często kupował jej kwiatki czy jakieś drobiazgi, ale to nie było to samo czego ona chyba oczekiwała. Gdy zdarzało się, że u niej spał, i tylko jak zasnął, Karina wtulała się w niego, wdychając jego zapach. Chłopak uważał, że to skarb mieć taką przyjaciółkę. Przytulanie, słodkie słowa typu ,,słonko czy misiu" to u nich były słowa na użytku dziennym. Przytulają się, całują w policzki i kochają się jak rodzeństwo. Chociaż może uważa tak tylko jedna ze stron. Co z tą drugą? Karina próbowała się nad tym nie zastanawiać. W ten sposób miała mętlik w głowie, to nie pomagało. 
— To co dzisiaj panna Karenina chce robić? — zapytał, opierając głowę na jej barku.
— Nie mów tak do mnie! — obruszyła się kolejny raz.
Lou doskonale wiedział, jak ją to drażni. Nazywała się Karina Anna Travolt, a on ubzdurał sobie, że nazwisko Karenina jest wręcz bardzo podobne do jej imienia. Chociaż prosiła, błagała, to nie udało jej się, oduczyć go tego przezwiska. Sama nie miała jakiegoś pomysłu, jak nazywać Louisa, by go czasem wkurzyć. Jeden zero dla niego. Niestety.
— Okay, to idziemy do kina — pociągnął dziewczynę za rękę, sam wstając.
— Na co? — zapytała, marszcząc brwi.
Nie była zdziwiona nagłym pomysłem Louisa, jemu wszystko wpadało do głowy w zaledwie pięć sekund.
— No jak to, na co? Na Annę Kareninę — odpowiedział dumny i po chwili oboje wybuchnęli śmiechem, ale dziewczyna wiedziała, że Lou nie żartuje.

Dwie godziny przesiedzieli w kinie, uznając, że film im się podobał. Jedli popcorn, czasem karmiąc siebie nawzajem. W oczach innych uchodzili za parę, ale nie nic z tych rzeczy. Chłopak postanowił zabrać swoją przyjaciółkę na obiad i udali się do pobliskiej restauracji. Kiedy trzeba było, paparazzi znikali. Przeważnie nalot był wtedy, gdy PR potrzebował zdjęć o istnieniu Louisa i sam dawał im znać, gdzie Tomlinson się znajduje. Ale bywały dni, gdy miał wolne i dostawał święty spokój. Tak było i dzisiaj. Nikt za nimi nie chodził. Może zrobił trzy, cztery zdjęcia z fanami i to tyle.
Karina i Louis nigdy nie narzekali na braki tematów, zawsze o czymś dyskutowali. Tym razem padło na bohaterów grających w obejrzanym wcześniej filmie.
— Ale tak swoją drogą — zamyśliła się — którym wołał byś być: Aleksym Aleksandrowiczem Kareninem czy Aleksym Wrońskim? — zapytała i włożyła frytkę do ust.
— Tym drugim, nie widziałaś jaki tamten był sztywny. Czy ja wyglądam na nudziarza? No błagam... — skomentował z dezaprobatą kręcąc głową. — A ty, którego byś wybrała?
— Hmm, nie wiem. No, bo zobacz. Ten pierwszy był sztywnym mężem, ale uczciwym, a ten drugi był romantyczny kochankiem, ale łajdakiem. Chyba pierwszego, ale szczerze to żaden z nich nie był w moim typie — odpowiedziała, zasłaniając włosami swoje, pewnie zarumienione, poliki.
— To jaki jest twój typ? — dopytywał Louis, ponieważ chciał wiedzieć czy sam się do tego typu zalicza.
— Nie dziś — przerwała i zaczęła się zbierać.
Louis odwiózł dziewczynę do domu i sam wrócił do kompleksu, w którym mieszkał ze swoim przyjaciółmi. W swojej sypialni czekała na niego roznamiętniona Elena. Chłopak nie miał zbytnio ochoty na to, czego pragnęła jego dziewczyna, gdyż zastanawiał się nad dzisiejszą rozmową z Kariną. Zasypiając wiedział, że jest jego przyjaciółką, na której strasznie mu zależy.
Karina kładła się do łóżka mając w głowie także dzisiejszą konwersację. No bo jaki jest jej typ? No właśnie, nie wiedziała.

***
Jeju, cholernie podoba mi się to, że mogę wrócić do tej historii raz jeszcze. To cudowne uczucie. Będziecie komentować?

Prolog

~2 lata wcześniej~
Dziewczyna siedząca na ławce w parku i wpatrująca się białą kartkę na której nie wiem co napisać. Zastanawia się nad opisem bohaterki swojego opowiadanie, ale myśli przerywa jej młody, przystojny chłopak, który siada obok niej.
— Jeśli mogę zapytać, to co taka piękna dziewczyna robi? — uśmiecha się, ukazując szereg, białych zębów.
— Pisze opowiadanie — odpowiada, lekko zarumieniona.
— Ach tak. Jestem Louis — podał jej rękę.
— Karina — odwzajemniła gest.
I tak się zaczęło...

Powitanie

Hej, słoneczka. Bardzo dawno mnie tu nie było. Ta historia powstała w grudniu 2012 roku. Byłam z niej dumna, chociaż zawierała wiele błędów. Uczyłam się pisać.
A wiecie co teraz zrobię? Będę dodawać rozdziały jeszcze raz, ale bardziej rozbudowane i poprawne. Być może realia będą odbiegać od tego, co teraz dzieje się u One Direction, ale nie mam na to wpływu.
No to jak? Gotowi na ponowną przygodę z Kariną i Louisem?

Obserwatorzy

Archiwum