Zatłoczone ulice Londynu w święta. Wiele osób śpieszących się na ostatnie zakupy, dzieci ciągające rodziców po ukochane prezenty, choinki czekające tylko na zakup i udekorowanie ich we własnym domu.
Gdy Wigilia jest, (Bóg się rodzi,)
Gdy choinka jest, (gwiazdka wschodzi)
Żadnych smutków,tylko wszędzie śnieg,
Żadnych smutków, tylko wszędzie śnieg
Karina poprawia czapkę oraz beżową torbę na ramieniu i biegnie dalej. Trąca przechodniów, ale oni nawet nie zwracają na to uwagi. Są zbyt zamyśleni, zajęci. Chłodny wiatr owiewa jej twarzyczkę, powodując czerwone rumieńce na policzkach. W kieszeni schowane ma zmarznięte dłonie, które dzisiaj zapomniały rękawiczek. Łapie oddech, wpadając do jednej z małych kawiarenek. Tam jest ciepło i przytulnie. Po nie dużym pomieszczeniu roznosi się zapach wanilii i kawy. Wolnym krokiem podchodzi do wolnego stoliczka, rozbierając się z czarnej długiej kurtki. Odwiesza ją na oparcie krzesła i podchodzi do kasy, aby zamówić ciepłą czekoladę, która ją rozgrzeje. Gdy zamówienie zostało przyjęte i zrealizowane, zasiada na miejscu i pijąc gorący, słodki napój, patrzy w okno. Teraz, gdy ona siedzi w środku, a na zewnątrz ludzie tłoczą się na chodniku, wszystko dzieję się dla niej inaczej. Jakby oglądała film w domu. Nie czuje chłodu smagającego jej policzku i śniegu pod nogami, który uniemożliwiał szybkie ruchy.
Dzwoneczek przy drzwiach wejściowych, oznajmuje, że ktoś wszedł. Dziewczyna lekko odkręca głowę napotykając spojrzenie szmaragdowych oczu. Przystojny, młody chłopak na chwilę tylko odwraca wzrok i podchodzi do lady. Nie jest sam. Zaraz obok niego, pojawia się wesoły blondyn, który chyba w każdej chwili potrafi poprawić humor. Jego szczery uśmiech, powoduje, że na twarzy Kariny również taki się pojawia. Skądś kojarzyła tą dwójkę młodzieńców, ale nie mogła sobie przypomnieć. Wzięła kolejny łyk napoju, stukając palcami o drewniany blat.